Portret fotograficzny

Temat portretu to bez wątpienia nie teren dziewiczy 🙂 Tak w malarstwie, jak i w fotografii… Ostatnio w moje ręce wpadła książka Romana Burzyńskiego z 1985 roku, „Portret fotograficzny”. Jak to często bywa, ze starych ksiąg mądrość płynie gęstą strugą 🙂

portret fotograficznyCo to znaczy „dobry portret”, jaki to jest portret „dobrze zrobiony”, co sprawia, że portret „ma coś w sobie”? Na te pytania często odpowiedzi są baaardzo subiektywne. Jak to bywa ze sztuką, coś co u jednych budzi zachwyt, dla drugich jest badziewiem… I na odwrót. Tak, czy inaczej, podchodząc do portretu z pozycji osoby naciskającej na spust migawki, warto znać pewne reguły. Autor książki, na którą ja natrafiłem pisze tak: „Przystępujący do portretowania fotoamator winien liczyć się z koniecznością podjęcia starań o odpowiednie wyposażenie”. Pisząc te słowa w 1985 r. p. Burzyński nie spodziewał się zapewne, że dzisiejszy fotoamator będzie dysponował technologią kosmiczną, w porównaniu do tej z lat 80′ 🙂 Dlatego obok kwestii zaopatrywania się możemy przejść względnie ślisko. Za BARDZO cenne uważam natomiast informacje techniczne, które autor przekazał.

Poprawny portret fotograficzny

Autor opisuje wpływ obiektywu na zniekształcenia obrazu – obiektów/modela. „Obiektyw przerysowuje przedmioty (lub ich część), jeśli leżą w bliższej odległości od stanowiska kamery oraz pozornie zmniejsza przedmioty (szczegóły) dalsze. Wynika to z kątowej, a nie liniowej obserwacji dokonywanej przez obiektyw. Rezultatem jest zmiana wzajemnych proporcji odwzorowanych w obrazie fotograficznym, a więc dalszych i bliższych szczegółów, co prowadzi w skrajnym przypadku do karykaturalnych zmian (…) Opisana zmiana proporcji jest tym bardziej odczuwalna, im mniejsza będzie odległość pomiędzy modelem, a kamerą:

  • przy portrecie głowy (popiersia) – 1,7 – 2,5m;
  • Przy całej (stojącej) postaci – 4 – 5m…”.

Stosując się do tych zaleceń pozostaje kwestia ogniskowej obiektywu. Tutaj również autor niesie gotowe rozwiązanie 🙂 :

„Najbardziej korzystne są następujące obiektywy przy portretowaniu głowy i popiersia [względem używanego aparatu]:

  • KAMERA MAŁOOBRAZKOWA – 90-135 mm,
  • KAMERA 6 x 6 cm – 150-180 mm,
  • KAMERA 9 x 12 cm – 240-300 mm.”

W woli wyjaśnienia, opcja nr 1 to właśnie słynna „pełna klatka (ang. Full frame [FF])”, czyli aparat z matrycą wielkości 35 x 24 mm. Obecnie „w przyrodzie” bardzo często używane są tzn. cropy, czyli aparaty z matrycą proporcjonalnie pomniejszoną (np. APS-C). Mniejsza o detale.

Portretowe wyzwanie

Obiektyw analogowyCzytając tak konkretnie sprecyzowane wytyczne, nie mogłem oprzeć się sprawdzeniu tego na żywym organizmie. Dla mnie PRAKTYKA nade wszystko. Otrzepałem z kurzu stary, radziecki, analogowy obiektyw JUPITER 135 mm, ze światłem f/4 i zamontowałem go na Canona D5 (FF). Oczywiście przełączyłem się w tryb czarno-biały, żeby zbliżyć się jak najbardziej do klimatu fotografa z 1985 r., a dla lepszego efektu, do tego wszystkiego dołożyłem jeszcze fotograficzny filtr zielony…

Kierując się zasadą, że skoro długość ogniskowej wynosi 135 mm, to czas naświetlania powinien być minimum 1/320s, taki też ustawiłem. światłomierz wskazał wtedy by wartość przysłony ustawić na f/8. W kwestii czułości przyjąłem ISO 400. To też ukłon w stronę „tamtych” fotografów 🙂

Uzyskany w ten sposób portret jest na pewno „technicznie poprawny”. Nie występują tu zaburzenia proporcji, ani zniekształcenia twarzy, oczy są umiejscowione zgodnie z regułą trójpodziału, a tło (dzięki JUPITEROWI) uzyskało przyjemny bokhed.

Do życzenia, być może, dużo pozostawia kwestia oświetlenia, ale blenda do pary ze światłem słonecznym to jedyne co w tej sytuacji mogłem (i chciałem) zastosować. Odbijający się rozjaśniacz w okularach to z pewności spory minus, ale też nie to było przedmiotem eksperymentu 🙂

Teoria plus praktyka – TO LUBIE! 🙂 I efekty są takie:

Zdjęcia wykonane z dwóch odległości – 1,8 m i 2,3 m.

Mod. Magda Piekło